czego jeszcze nie wiesz o cyberpunk 2077

Teraz gdy Cyberpunk 2077 zawitał pod strzechy, jedni wychwalają go pod niebiosa, a pozostali pomstują, na czym świat stoi. I ja? Mnie CD Projekt RED wyprowadził z równowagi naprawdę daleko, że przyjmuję się na recenzję bez taryfy ulgowej. Na chwilę zapominam o tym, iż to własny zespół, któremu kibicuję z patriotycznego obowiązku, zapominam, że żył Wiedźmin 3, zapominam o każdej sympatii, którą mam natomiast do producenta, i do ostatniego pomysłu jako takiego…

I czym mnie tak zdenerwowali REDzi? Tym, że po macoszemu potraktowali konsolowców, tym, że kazali mi czekać z ogrywaniem Cyberpunk 2077 do nowej chwili (która dziwnie zbiegła się z książką pierwszej łatki), tym, że po przekładanej wielokrotnie premierze wypuścili półprodukt? Powodów istniałoby znacznie, a ten ostatni zirytował mnie najbardziej.

Bo jednak wszyscy chyba pamiętamy ten pierwszy, powyżej wstawiony zwiastun Cyberpunk 2077, gdzie zamiast daty premiery pojawiał się napis „When it’s ready”. Wiele byłem zatem w bycie wybaczyć REDom, aby zobaczyć dopracowany produkt. Tymczasem stało się zupełnie inaczej. Bo gdyby więc, co trafiło na wagi półki, jest „ready”, to ja mówię głosem Michała Żebrowskiego.

Night City w formacie, w pionie natomiast w głąb

Cyberpunk 2077 to stopień, którego po tych ośmiu latach nie trzeba już chyba nikomu przedstawiać. A jednak jakiś zarys tła historycznego przyczynił się, żeby dokładnie poznać twórców. Bo czym jest obecne uniwersum, które umieszczają na ekrany naszych pieców oraz telewizorów?

Przede całym to cyfrowa adaptacja papierowego erpega o firmie Cyberpunk, którego pomysłodawcą był Mike Pondsmith (pracujący zresztą i przy Cyberpunk 2077). Jeśli zaś sięgnąć głębiej, doszukalibyśmy się inspiracji filmem Ridleya Scotta – Łowca Androidów, a jeszcze połączeń z takimi tuzami literackiego gatunku sci-fi jak Williams, Gibson czy Morgan.

Mówimy a o dystopijnym świecie przyszłości, w jakim wszechpotężne korporacje zrzucają na siebie atomówki, ludzkość składa się w olbrzymich metropoliach, a środkiem na wszystkie zło są cyber-wszczepy także nowe modyfikacje ciała. W wyprawa do takiego właśnie fascynującego, tylko również bardzo mrocznego świata udałem się wraz z CD Projekt RED. No, również potrzeba to oddać twórcom Wieśka, że Night City, moloch na wybrzeżu Pacyfiku, jest miejscem, w jakim naprawdę można się zagubić.

To miasto urzeka wszystkim – od industrialnych doków, przez luksusowe biurowce, aż po zapuszczone speluny. Zewsząd błyska po oczach neonami, wabi gwarem zatłoczonych ulic, trąbi klaksonami aut również ryczy ich silnikami. To miejscowość, jak już raz mnie pochwyciło, to za nic nie chciało puścić.

Również za to chodzą się REDom olbrzymie brawa . Stworzyli metropolię, jaka stanowi szalona i pasjonująca. Mapa naprawdę robi wrażenie swoim rozmiarem, oraz do Night City zbudowano jak chodzi nie ale w stylu, ale zaś w dziale. Co to stanowi? Natomiast wtedy, że mnóstwo tu tuneli, estakad, wiaduktów, wind, wejść na dachy… Wszystko to realizuje nie lada labirynt – ciasny, duszny i wcale oddający atmosferę gigantycznej aglomeracji.

To stanowisko po prostu jest głębię – a tym całkowicie występuję nie w klasach przestrzennych, ale metaforycznie. Ujawnia się, że każdy zaułek, każdy bazar również każdy stragan na tymże bazarze uznaje zbyt sobą dłuugą również atrakcyjną historię.

Niestety, Night City nie zawsze wygląda tak daleko, kiedy w obecnym opisie. Osobiście ogrywałem Cyberpunk 2077 w grupy konsolowej i niekiedy lokacje charakteryzowały się tak dobrze, natomiast w zaskakująco wielu czasach ulice były pustawe, samochody przejeżdżały nimi z nieliczna, a gwar rozmów cichł, jak gdyby także w tymże wirtualnym świecie epidemia zmusiła każdych do zostania w domach. I, co tu dużo mówić, to dużo psuło klimat.

Nie szkoła nie wspomnieć te o graficznych deficytach wersji konsolowej. Deszcz, jaki mógł żyć wysoce przyjemny, patrzał na moim PlayStation 4 nijako, klockowate bryły zastępowały złożoną architekturę, a asfalt wyglądał jak szeroka szara plama, po której śmigało moje auto.

Cały czas miałem poczucie, że jeżdżę lub chodzę po szerokim i arcyciekawym świecie, jednak oraz wciąż musiałem się domyślać, kiedy mógłby on wyglądać, gdyby został zbudowany jak trzeba. Oczywiście, wrażenia moich redakcyjnych kolegów z grup pecetowej są o niebo lepsze, ale… cóż, trudno, aby się umieszczałem na cudzych odczuciach!

Brawa dla scenarzystów

Inna rzecz to scenariusz. On, oczywiście, nie podlega żadnym rygorom technicznym, bo niezależnie od sprzętu czy wydajności, zwykle będzie taki sam. I tutaj REDzi odwalili kawał dobrej prace. Osoby są niesamowicie barwne także z wejścia budzą sympatię (bądź antypatię – zgodnie z zamysłem pisarzy). Dialogi z zmianie to szybkie wymiany zdań, w jakich dowcipy przeplatają się z ciętymi ripostami.

To jedno tyczy zresztą nie tylko wątku głównego, ale również zadań pobocznych. Odnajdą się wprawdzie nudnawe zapchajdziury, ale wiele spośród ostatnich misji również bawi, oraz zaskakuje. Prawie w dowolnej z nich istnieje jakaś tajemnica również zwrot akcji. A suma toż nie pozwala pominąć żadnego wykrzyknika, który na mapie oznacza robotę do wykonania.

Ba! Mało tego! Scenarzyści tak właściwie wywiązali się z zadania, że istniał taki moment, że rzeczywiście chciałem „spalić to miasto”, jak pokazuje najsłynniejszy slogan reklamowy. Obudzić we mnie takie emocje jednym fabularnym twistem? No, no, szacunek!

Ramię w ramię ze dobrym scenariopisarskim warsztatem idzie polska lokalizacja. Już po pierwszych chwilach spędzonych w muzyce nie miałem pomysłu przełączać się na możliwość angielską, choć taki był mój pierwotny zamysł. Były nie słyszałem tak dobrze wykonanego dubbingu. Natomiast nie mówię jedynie o Michale Żebrowskim, przynajmniej on, rzecz jasna, też wywiązuje się ze naszej funkcji popisowo.

Kawał świetnej roboty przeprowadzony przez scenarzystów imponuje tymże dużo, że Cyberpunk 2077 to produkcja naszpikowana wyborami – tak dialogowymi, kiedy i fabularnymi. Niemal każdą misję można pójść na parę rodzajów, a wszystek z nich to dziwna wersja opowieści.

Postacie niezależne pamiętały moje przeszłe wole oraz odnosiły do nich w rozmowach, a wszystka alternatywna ścieżka (w współzależności z tego, czy rozwiązywałem problem negocjacjami, skradaniem się czy, dajmy na ostatnie, siłą ognia) otwierała przede mną niesłyszaną dotąd narrację.

Też jak fabuła, no również historia naszego bohatera, a wraz spośród nią jego rozwój, toż dużo charakterystyczna sprawa. Znalazłem tu kilka punktów rozwiązania dla opowieści, masę różnych ścieżek, talentów, umiejętności… Jednak i tutaj nie brakło paru „ale”.

Mój V ma pełniejszego

Cofnijmy się na chwilę do przodu zabawy. Na wejściu jest bowiem kreator postaci. Ważną pracą, którą trzeba się zająć, to styl bohatera. Drogi jest tutaj sporo, wprawdzie nie jest toż widocznie nie wiadomo jak rozbudowane urządzenie do „tworzenia” wirtualnego ciała.

Trzeba jednak wspomnieć przy tej szansy, że Cyberpunk 2077 przełamuje stereotypy oraz idzie na mienie postaci transpłciowych, i nawet unika określenia „płeć”, tak jednak atrakcyjnego w tamtych produkcjach. No również właśnie, faktycznie, można sobie wybrać najdroższe również najzdrowsze genitalia na świecie. 😉

Jak już zdecydujemy się na jakiegoś pięknisia lub maszkarona, mamy do wyboru atrybutów. Również tu otwierają się schody. Wprawdzie na starcie nie wygląda zatem na dużo delikatny system, ale jak już zaczynamy rozwijać postać w trakcie kampanii, wyłażą na wierzch pewne niuanse. Po prawdzie, stanowi ich zupełnie sporo.

Mamy bowiem klasyczny system zdobywania doświadczenia i poprawiania atrybutów (tradycyjnie – to „staty” naszej stron). Ale prócz obecnego są też kompetencje i atuty. Te kluczowe to nauce, które dojrzewają w zależności z tego, jaki sposób gry obierzemy. Że będziemy zabijać przeciwników po cichu, wbijemy stan w klasie „skradania”, jeżeli zaś powłamujemy się kilka do oprogramowania, podbijemy sobie „naruszanie protokołu”.

Za wszelki taki skok naszych możliwości dostajemy bonusy do statystyk i możliwość zakupu atutów. Te jedyne to takie „perki” pogrupowane w kilka drzewek. Brzmi to skomplikowanie? Tak i pewnie, moim założeniem jest nawet nazbyt złożone. Trochę za dużo grzybów w niniejszym barszczu.

Co gorsza, stawia nie tłumaczy klarownie, co do czego działa również na czym liczy „lewelowanie” V. Wielu sprawie musiałem domyślać się sam, szperać w Internecie, żeby znaleźć ich opis albo prosić Macieja o pomoc, gdyż on przezornie kupił zawczasu oficjalny przewodnik po Cyberpunk 2077. Wbrew tego, rzeczywistość nie mam absolutnej pewności, czy dobrze widzę na przykład taką wiedzę jak „zimna krew”.

Jak więc wszystko fajnie, jak dużo możliwości, prawie każdy z atrybutów jakoś się w sztuce przydaje i, co bardzo, dodaje nowe drogi dialogowe, ale podejrzewam, że tylko za innym lub trzecim nastawieniem do Cyberpunk 2077 zdołam w całości świadomie kształtować swoją rola. Zwłaszcza, że reset jest możliwy, ale dotyczy tylko atutów, pozostałe statystyki zostaną ze mną do tyłu tej rozgrywki.

Same „staty” to a nie wszystko, na starcie rozgrywki do wyboru jest te jedna ze ścieżek, a to przeszłość bohatera. Tutaj jesteśmy trzy możliwości: Nomada, Punk i Korpo. One z zmian warunkują to, w jakim miejscu rozpoczniemy przyjemność a kiedy będą wyglądały swoje pierwsze chwile z Cyberpunk 2077.

Osobiście wybrałem drogę Punka, a to mężczyznę z ulicy, który zna mocną stronę Night City również podejmuje swoją miłość w barze, gdzie kumpel barman wymaga go o pomoc. Brzmi to trochę sztampowo i, prawdę mówiąc, te idealne pół godziny czy godzina jakoś mnie nie porwały. https://www.downloaduj.pl/

Poza samym początkiem rozgrywki, wybrana ścieżka determinuje te wiedzę naszego bohatera o świecie oraz możliwości dialogowe łatwe w konkretnych rozmowach. Ogólnie rzecz mając, to trojakie rozpoczęcie działalności stanowi niezmiernie atrakcyjne, lecz nie jest co się nim zachwycać. Żadna to rewolucja w budowaniu rozgrywki.

Tak tak, a skoro już o braku rewolucji mowa… Przedstawiało nie być ani pojęcia o Wiedźminie, choć coś potrzebuję do niego nawiązać, bo, niestety, daje się, że CD Projekt RED w prawdziwym okresie osiadł na laurach.

Jeden karabin na potwory, drugi na pracowników

Pamiętam nasze pierwsze chwile z Wiedźminem 3 i powtarzam sobie, jak pomyślałem wtedy: takiej gry więcej nie było! Niestety, ani przez okres nie przyszło mi to do osoby w kontekście Cyberpunk 2077. Dlaczego? Ano dlatego, że toż w myśli kopia Wieśka przeniesiona w świat przyszłości.

Konstrukcja zadań, sposób, w który zaciągana jest narracja, działanie ekwipunku, „przywoływanie” auta, nawet wygląd mapy oraz dziennika… Wszystko to wymaga bardzo proste zintegrowania z poprzednią produkcją REDów. Trudno więc świadczyć o właściwej rewolucji – ona istnieje co bardzo fasadowa.

No gdyż potrafiło się wydawać, że podejście CD Projekt RED do ich innego modelu wymagało być nowoczesne, jeśli zdecydowali się na perspektywę pierwszoosobową, na mechanikę strzelania, na wprowadzenie pojazdów. Potrafiło się tak wydawać, tylko że…

Po pierwsze żaden z tych pierwiastków nie jest Bóg wie jak inny. Wszystko obecne stanowiło aktualnie w kolejnych produkcjach (nawet hakowanie do złudzenia przypomina serię Watch Dogs). A po drugie żaden z nich nie został wykonany bezbłędnie. Model drogi i kolizji mocno zawodzi, strzelanie ze spluw jest ciężkie, skradanie idzie na słowo honoru…

Co tu dużo mówić, dostaliśmy Wieśka wymieszanego z GTA oraz paroma innymi tytułami. Tak można żeby podsumować Cyberpunk 2077. Zespół, który stanowił nowe trendy, zamienia się w plagiatora… Natomiast w najlepszym razie w autoplagiatora. Szczególnie to ciężkie.

Cyberpunk 2077 – czy warto kupić?

Konia z poziomem temu, kto udzieli zbornej reakcje na owo wydarzenie! No, ale zacznę to zrobić, taka moja rola! Mógłbym, oczywiście, wyjść na łatwiznę i krzyknąć głosem kibola, z biało-czerwonym ogniem w oczach: Polacy, nic się nie stało! REDzi, jesteście świetni, zrobiliście dobrą grę, a wszystkie błędy wybaczę Wam, bo Wiedźmin, Kraków i Michał Żebrowski!

Zapowiedziałem a na kontakcie, że rzeczywiście nie zrobię. Bo rzeczywistość jest taka, iż na Fallouta 76… Tak, dobrze przeczytaliście, porównuję Cyberpunka do Fallouta 76! No wtedy na Fallouta 76 pomstowaliśmy, jak się dało, a Cyberpunkowi chcemy odpuszczać. Oczywiście, ten jedyny tytuł jest mocno lepszą grą niż kalekie dziecię Bethesdy, tym wprawdzie w pewnym te dwie sztuki są do siebie łudząco podobne. Jestem na spraw ich właściwość techniczną.

A zatem bez taryfy ulgowej – Cyberpunk 2077 to surowiec, głównie w wersji konsolowej. Kazano nam czekać osiem lat na brak, który ociera się o możliwość grywalności. Co dobrze, przecież lwia część graczy wciąż ma z konsol poprzedniej generacji – ba! często w możliwości podstawowej, – a tam pojawia się najwięcej błędów.

Grafika przyprawia mieszkaniami o mdłości, a klatki przy każdej większej imprezy przechodzą na łeb na szyję. Na powodzenie w możliwościach na PlayStation Pro oraz Xbox One X jest znacznie, jeżeli szuka o optymalizację, tym wprawdzie nawet posiadacze lepszych konsol nie zabezpieczą się przed całą masą bugów. O wersji dedykowanej konsolom nowej generacji nic na ciosie nie można stwierdzić, bo trzeba na nią zaczekać do kolejnego roku. Jak długo dokładnie? To trudno przewidzieć, bowiem z pewnością priorytet będzie uważało łatanie obecnych edycji Cyberpunka.

I obecnych istnieje naprawdę MNÓSTWO. Posiadam na nauce postacie wijące się w niekontrolowanych spazmach, kawałki obiektów lewitujące w powietrzu, szwankujące ekrany zakupów również sprzęcie, znikające przedmioty, zawodzący autozapis, milknący dźwięk… Kobiety oraz Mężczyźni, Night City nie trzeba palić, ono jedyne się rozpada!

Jeszcze nie nie widziałem takiej masy błędów. Niesławny Vampire: The Masquerade – Bloodlines (growe dinozaury pamiętają) był dopieszczonym majstersztykiem w zestawieniu z Cyberpunk 2077. Zaś nie, nie mówię nic o zabawnych drobiazgach, które troszkę utrudniają zabawę. To po prostu lawina wszelkiej maści niedociągnięć, spod której niewiele odda się zobaczyć.

Oczywiście, można stwierdzić, że to wszystko odda się załatać (jednak nie odda się przeciwny raz zrobić pierwszego wrażenia), że to wyłącznie kwestie techniczne, iż nie ma co histeryzować, że właśnie właściwie Cyberpunk 2077 jest wyjątkowy.

No tak, żarty żartami, tylko raczej właściwie jest spośród ostatnim Cyberpunkiem 2077. Wybierało się nim zachwycić, i więc wyskakuje jakiś błąd, który uniemożliwia dalszą zabawę. I w takich momentach bardziej wyobrażałem sobie, jak taż daje mogłaby oczekiwać również bardziej kupował w niniejsze, iż ona stanowi idealna, niż racja tego czuł.

Był raczej wrażenie, że działam w kategorię beta, i nawet alfa i chwytał się na badaniu o aktualnym, jak taż bądź inna scena wyglądałaby, jeżeli ją praktycznie wykończono, jakby się prezentowała w wersji ostatecznej… I następnie przypominałem sobie, że natomiast to uważa żyć wersja ostateczna.

I, niestety, tylko kwestia błędów i delikatnej wydajności na konsolach poprzedniej generacji zaważyły na mojej ocenie. Cyberpunk 2077 mógłby bowiem celować w duże noty (choć pewno nie tak wygórowane jak bardzo oryginalniejszy Wiedźmin), gdyby naprawdę był „ready”… Przecież nie jest!

Na tył chciałbym również jakoś podsumować tę moją frustrację, niespełnione nadzieje, zawód, ubolewanie i wszą masę innych emocji, które się we mnie kotłują, jednak może lepiej będzie, jeśli dam moje pojęcia w usta drinka z bohaterów Cyberpunka 2077. Niech on w moim imieniu przemówi do REDów, bo chyba lepiej sobie radzi z oddawaniem tego gatunku wiadomości.

Ocena końcowa Cyberpunk 2077 w kategorii konsolowej

+ bardzo rozbudowane i klimatyczne Night City

+ rewelacyjny scenariusz, barwne cechy i lekkie dialogi

+ pełna zwrotów historii i wspaniała intryga

+ gęsty, otwarty świat, w którym można się zagubić bez reszty

+ mnóstwo ciekawych zadań pobocznych

+ zachodząca w ucho ścieżka dźwiękowa

+ fenomenalny polski dubbing (z Michałem Żebrowskich, uznaje się rozumieć)

– kulejąca mechanika strzelania oraz wzór prowadzenia pojazdów

– przekombinowany rozwój głównego bohatera

– sporo rozwiązań ściągniętych z Wiedźmina także drugich produkcji

– słabiutka optymalizacja na konsole poprzedniej generacji (zwłaszcza modele podstawowe)

– masa błędów, niekiedy w wartości uniemożliwiająca dobrą zabawę (przede każdym na możliwościach konsolowych)

– zanikający dźwięk

Wymagania sprzętowe Cyberpunk 2077

Minimalne: Intel Core i5-3570K 3.4 GHz / AMD FX-8310 3.4 GHz 8 GB RAM karta grafiki 3 GB GeForce GTX 780 / 4 GB Radeon RX 470 lub lepsza 70 GB HDD Windows 7/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 3 3200G 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 590 lub lepsza 70 GB SSD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i7-6700 3.4 GHz / AMD Ryzen 5 3600 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 70 GB SSD Windows 10 64-bit

dzis gramy w gre pc demons souls

Stworzenie dobrej muzyki na premierę nie jest oczywiste. Producenci konsol zamieszczają na listach popularne tytuły, którym doskonale zbyt często brakuje jednego – dodatkowego momentu na zakończenie rozwoju. Takich sytuacji jesteśmy nawet na tak raczkującej generacji, ale PlayStation 5 jest znacznie najlepszy line-up w prywatnej historii, a najnowsza propozycja Bluepoint Games toż najcudowniejsza produkcja dostarczona na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą zadowoleni. Jaki jest Demon's Souls (PS5) na PS5? Zapraszamy na bliską recenzję.

Demon's Souls Remake oferuje swój świat w pięknych szatach

Od lat odkładali na powrót Demons Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na łatwe odświeżenie sztuki oraz uzupełnienie jej do rozbudowanego katalogu ekskluzywnych zabaw na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, ale dzięki tej funkcji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „faktem przy pracy”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz sprawnie go ulepszyli. Zadanie nie chodziło do najłatwiejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy dział w swej branży – z tego czasu gracze ponownie chcieli umierać.

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w własnym najlepszym wyjściu: jest obecne wciąż niezwykle wymagająca produkcja z bardzo specyficznym systemem walki, a zarazem niewymuszająca jednej drogi progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze zwolnią z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa i zaczną jazdy po kolejnych światach. W moim odczuciu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – idąc do Tower of Latria miałem gwarancję, na kogo trafię lub gdzie muszę się udać, aby spotkać Maneatera. Ponownie po podróży do Leechmongera zabłądziłem, a dużą ilość razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru istotny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli więc spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, wtedy będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów i zdobywając satysfakcję z jakiegoś pokonanego przeciwnika. Tytuł wykonywa taką tąż radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

Gra po raz drugi nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, i po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci jesteśmy jedynie jedną możliwość na odkupienie swoich przyczyn oraz podniesienie zdobytego dorobku, ale gdy już następny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy od początku. W najnowszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale ponownie nie świadczymy o złości wywołanej produkcją lub zbyt dużym poziomem trudności, a właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez jaką sprawiliśmy złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain był często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po usunięciu z możliwością kilku dni wiem, gdzie występuje „problem”.

Demons Souls poraża skalą. To remake z farbie oraz kości

Tymże „interesem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na niskiej przestrzeni, a wtedy jako Demon's Souls Remake się prezentuje. W prac Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą i wykonaniem – Tower Knight jest silny, potężny, i od pierwszego spotkania poczujemy jego zdolność. Każdy atak nie tylko miażdży naszą skórę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie zakładałem, że naprawdę tak może robić zwykły rycerz, który jednocześnie wymęczy jak nie dotąd. Skalą wroga łatwo się zachłysnąć i przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki stanowi właśnie bardziej dziki, natomiast jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Dużo problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który pomimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę choćby na najkrótsze detale, z którymi poradzili sobie deweloperzy. W układzie bossów nie znajdziemy nowych rywali, jednak jestem poczucie, że dużo graczy będzie uczyć się „znanych postaci” na nowo, ponieważ zespołowi udało skończyć się znakomitego odświeżenia. Same etapy to a nadal żmudna praca poprzedzona wieloma bolesnymi doświadczeniami – każdy boss posiada bezpośrednie małe strony, więc gracze, jacy będą dochodzić do realizacji pierwszy raz będą mogli z nadzieją (oraz bólem) pokazywać ich sekrety.

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas konkurencje na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – natomiast obecnych w pozie nie brakuje. Ponownie często odwiedzamy ruiny, pogrążamy się w ryzyku zespołów labiryntów, przeszukując nowe pomieszczenia również otwierając nowe projekty. Każdy świat w sztuce potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem i szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, aby obserwować, jak ta bestia wyłania się z odrzuci oraz upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight jest szansę wykorzystać swoją siłę, natomiast jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Przypomina to wprost epicko i tutaj niemal podczas każdego starcia mógłbym wychwalać oprawę, wyszczególniając najmniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą produkcję na PS5.

Demons Souls więc nie tylko zdumiewające lokacje, ale również bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas gry na słuchawkach znacznie szybko określić, gdzie dokładnie spotykają się rywale a co najistotniejsze – kiedy atakują. Ta nauka jest niezmiernie prosta w trakcie pojedynków z tradycyjnymi wrogami, ponieważ szybko określimy idący w naszą stronę pocisk, lecz i podczas starć z bossami. Armor Spider w trakcie realizacji swojego charakterystycznego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, jaki daje określić, kiedy sieć zmierza w naszym celu. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), słyszymy jak ogień zmierza w polskim celu. Na wszelkim etapu w recenzowanym Demons Souls byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to podstawowe połączenie, które lubi się podczas każdej pory spędzonej w sztuki. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, a takim ukłonem w punkcie oddanych sympatyków jest fakt, iż w terminie usłyszycie część swej obsady – deweloperzy umówili się z kilkoma aktorami i więcej nagrali znane kwestie, wykorzystując współczesną technologię.

Miłym dodatkiem do samej oprawy istnieje więcej Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: jednakże nie jestem amatorem tej możliwości, z ciekawością wypróbowałem filtry. W sztuk pojawia się opcja narzucenia na ekran różnych barw, które wykonują nie tylko podczas wykonywania fotek, jednak za ich usługą na stałe zmieniamy wygląd świata. Jeden z takich filtrów upodabnia grę do tradycyjnego Demon's Souls Remake.

Demon's Souls wybrało odpowiedniego przyspieszenia

Nie potrafię tak powiedzieć, iż w Demons Souls nie zamieniłoby się nic. Obecnie zawieramy większą kontrolę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa sposoby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na minutę, a Cinematic Mode pyta o natywne 4K przy 30 fps. Nie mogę tutaj jednak mówić o płynnej grze w każdym pomieszczeniu, ponieważ podczas gry testowałem oba sposoby oraz zwłaszcza podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam wrażenie, że za każdym jednocześnie stara zatem krótka wpadka, ponieważ do wybranych sytuacji wchodziło w momencie swobodnej eksploracji – gdy u nie otrzymywali się przeciwnicy oraz nic nie mówiło o nadmiernym wykorzystaniu energii konsoli. Opowiadając o drobnych problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games potem nie poradziło sobie z okiełznaniem kamery, która posiada wariować podczas spotkania kilku wrogów na krótkiej powierzchni. Miałem szansę kilkukrotnie spaść z licznej wysokości, jak system namierzania wyłapał złego wroga, a ja będąc gwarancję, że jestem ponad za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w głąb.

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że zakłada się z jakąś z najważniejszych zabaw w przeszłości PS3, i zarazem produkcją posiadającą wielką rzeszę fanów, którzy z lat oczekiwali na odświeżenie. Że z tego argumentu nie zmieniono takich płaszczyzn jak liczenie się informacjami ze świata z nowymi graczami (wszystko o czytać!). Ponownie tryb sieciowy robi się przez system pozostawionych znaków, jednak ze powodu na wykonywanie w pracę przed premierą – nie był także okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że plus dodatkowo w ostatnim fakcie nie zdecydowali się na dużo silne modyfikacje. W atrakcji powracają, natomiast są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które gdy obecnie widziałem – ponownie znajdują się z różnymi reakcjami. Studio jednak pewność nie chciało dotykać „podstaw”, jednak nie świadczy to, iż w recenzowanym Demons Souls nie wpadniemy na zmian. Już dziś społeczność przyszła do tajemniczych drzwi, z których zaczęciem będzie się teraz mierzyć, i istnieję spokojny, iż to tylko początek sekretów wrzuconych do produkcji.

Demon's Souls Remake czerpie garściami z opcje PS5

Bluepoint Games otrzymało za zadanie nie tylko wprowadzić Demon's Souls Remake na ostatnią generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Teraz po spotkaniu starego również ważnej porażce, w Kartach zabawy w menu konsoli pojawia się szybka możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy właśnie nie ułatwiają działania także nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy realizować przez Nexus). W trakcie rozgrywki również możemy wziąć z uwag – opracowano opcjonalne porady, które pomogą kilka starć. Szczerze odpowiadając nie chodzę do graczy, którzy szukają poradników tego typu, jednak jestem gotowy, że mniej zaznajomieni z wyborem śmiało dodatkowo z doświadczeniem ulgi wezmą z niewiele filmików – dziś nie musimy poszukiwać w Budowy najlepszych rad na walkę, bowiem te są zaproponowane przez organizm.

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – spośród jego głośnika płyną dźwięki, jeśli nasz miecz odbije się od podstawy rywala, a dodatkowo otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego znaczenia: systematycznie czujemy, jak przez wszystek pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet stosowany w takich elementach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w wszystkim pomieszczeniu czerpie garściami z haptyków, i wszystek atak rywali doświadczycie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło dużo z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło spożywa w badanym Demons Souls.

Macie ten ćwiczący czas oczekiwania po kolejnej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się błyskawicznie i nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do przejścia z Nexusa do indywidualnego ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z jakiegoś świata do innego przy użyciu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z odkładaniem na umieranie.

Demons Souls pokazuje, jak powinno otwierać się nową generację PS5

Można prowadzić dużo na temat premierowych tytułów dla następnej generacji Sony oraz Microsoftu, jednak dzięki jednej grze Japończycy spełnili marzenia wielu miłośników, którzy od lat liczyli na powrót Demons Souls. Produkcja From Program nie tylko powróciła, ona określiła nowy standard. To remake niemal idealny.

Stworzenie dobrej gry na premierę nie jest skłonne. Producenci konsol zamieszczają na listach ciekawe tytuły, którym doskonale zbyt często brakuje jednego – dodatkowego czasu na dokończenie rozwoju. Takich form doświadczamy nawet na tak raczkującej generacji, ale PlayStation 5 posiada całkiem najlepszy line-up w prostej przygodzie, oraz najnowsza możliwość Bluepoint Games to najwspanialsza produkcja dostarczona na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą szczęśliwi. Jaki jest Demon's Souls Remake (PS5) na PS5? Stawiamy na naszą recenzję.

Demons Souls oferuje znany świat w znacznych szatach

Demon's Souls Remake – recenzja gry – przygotowanie do walki

Z lat odkładali na powrót Demon's Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na swobodne odświeżenie sztuk i przyłożenie jej do rozbudowanego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, a dzięki tej książek Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „faktem przy pracy”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem i pewnie go ulepszyli. Działanie nie chodziło do najpopularniejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy dział w naszej branży – od obecnego terminu gracze ponownie chcieli umierać.

Recenzowany Demon's Souls powraca w prostym najlepszym wydaniu: jest ostatnie jeszcze niezwykle wymagająca produkcja z bardzo charakterystycznym systemem walki, a wraz niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze usuną z kwitkiem pierwszego bossa, wrócą do Nexusa i rozpoczną podróże po drugich światach. W moim przekonaniu deweloperzy nie chcieli zbyt mocno ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – przechodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, aby spotkać Maneatera. Ponownie po podróży do Leechmongera zabłądziłem, a ogromną ilość razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru istotny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeżeli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, więc będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów oraz zdobywając satysfakcję z dowolnego pokonanego przeciwnika. Tytuł robi taką tąż radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów. downloaduj.pl/

Gra po raz kolejny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demons Souls ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, a po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po jakiejś śmierci jesteśmy tylko jedną nadzieję na odkupienie swoich win również podniesienie zdobytego dorobku, ale skoro już kolejny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najnowocześniejszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale dodatkowo nie informujemy o złości wywołanej produkcją lub za dużym stopniem trudności, a właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez jaką odbyli złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że inne Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z myślą kilku dni wiem, gdzie leży „problem”.

Demon's Souls poraża skalą. To remake z farbie również kości

Demons Souls – recenzja gry – Tower Knight

Tym „punktem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na krótkiej przestrzeni, natomiast to jak Demons Souls się prezentuje. W sztuce Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą oraz wykonaniem – Tower Knight jest ciężki, potężny, i od pierwszego spotkania poczujemy jego skuteczność. Każdy atak nie tylko miażdży naszą postać, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie wskazywał, że właśnie daleko może wyglądać zwykły rycerz, który dodatkowo wymęczy jak nie dotąd. Skalą wroga łatwo się zachłysnąć i przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki jest właśnie bardziej naturalny, oraz jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wielu problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który mimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę nawet na najdrobniejsze detale, z którymi poradzili sobie deweloperzy. W katalogu bossów nie znajdziemy nowych rywali, przecież mam wrażenie, że wielu graczy będzie pokazywać się „znanych osób” na nowo, ponieważ zespołowi udało odbyć się znakomitego odświeżenia. Same pojedynki to przecież nadal ciężka praca poprzedzona wieloma bolesnymi doświadczeniami – każdy boss tworzy znajome złe strony, więc gracze, którzy będą przystępować do realizacji pierwszy raz będą potrafili z zabawą (i bólem) mówić ich sekrety.

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas konkurencje na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – natomiast tych w muzyce nie brakuje. Ponownie często bywamy ruiny, pogrążamy się w ryzyku zespołów labiryntów, przeszukując nowe środowiska i zaczynając nowe skróty. Każdy świat w sztuk potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem i szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, aby obserwować, gdy taż bestia wyłania się z oddali i upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight jest szansę wykorzystać swoją siłę, a jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Robi to całkiem epicko i tutaj niemal podczas każdego starcia mógłbym wychwalać oprawę, wyszczególniając najdrobniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą pracę na PS5.

Demon's Souls – recenzja gry – Tu naprawdę stosuje się Demons Souls

Demon's Souls Remake to nie tylko zdumiewające lokacje, ale również bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas konkurencje na słuchawkach bardzo łatwo określić, gdzie dokładnie wybierają się rywale a co najważniejsze – kiedy atakują. Ta wiedza jest mocno użyteczna w trakcie pojedynków z zwykłymi wrogami, ponieważ szybko określimy nacierający w swoją stronę pocisk, lecz jeszcze podczas starć z starymi. Armor Spider w trakcie realizacji swojego indywidualnego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, który powoduje określić, kiedy sieć postępuje w własnym stylu. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), postrzegamy jak ogień prowadzi w polskim kursie. Na jakimś etapu w badanym Demons Souls byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to klasyczne połączenie, które uznaje się podczas każdej pory spędzonej w realizacji. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, a takim ukłonem w punktu oddanych sympatyków jest fakt, iż w tytule usłyszycie część naszej obsady – deweloperzy zetknęli się z kilkoma aktorami i dodatkowo nagrali znane kwestie, wykorzystując tą technologię.

Miłym dodatkiem do indywidualnej oprawy jest i Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: przynajmniej nie jestem zwolennikiem tej ofercie, z ciekawością wypróbowałem filtry. W realizacji pojawia się opcja nałożenia na ekran różnych barw, jakie idą nie tylko podczas wykonywania fotek, jednak za ich uwagą na pewne zmieniamy wygląd świata. Drink z takich filtrów upodabnia grę do klasycznego Demon's Souls.

Demons Souls wybrało odpowiedniego przyspieszenia

Demon's Souls Remake – recenzja gry – Nexus

Nie mogę oczywiście powiedzieć, że w Demon's Souls Remake nie zamieniłoby się nic. Już jesteśmy pełniejszą opiekę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa tryby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na minutę, a Cinematic Mode pamięta o natywne 4K przy 30 fps. Nie potrafię tutaj jednak informować o płynnej imprezie w wszystkim pomieszczeniu, ponieważ podczas gry testowałem oba tryby i zwłaszcza podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam wrażenie, że za wszystkim razem stara obecne niska wpadka, ponieważ do wskazanych sytuacji realizowało w punkcie swobodnej eksploracji – gdy poza nie otrzymywali się przeciwnicy i nic nie mówiło o nadmiernym wykorzystaniu energii konsoli. Wspominając o niskich problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games dalej nie poradziło sobie z okiełznaniem kamery, która potrafi wariować podczas spotkania kilku wrogów na niewielkiej powierzchni. Był szansę kilkukrotnie spaść z dużej wysokości, jak system namierzania wyłapał złego wroga, i ja mając gwarancja, iż pamiętam więcej za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w głąb.

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że szacuje się z pewną z najważniejszych zabaw w przeszłości PS3, i jednocześnie produkcją będącą ogromną rzeszę fanów, którzy od lat odkładali na odświeżenie. Że z ostatniego początku nie zmieniono takich płaszczyzn jak wyróżnianie się danymi ze świata z zagranicznymi graczami (wszystko warto czytać!). Ponownie tryb sieciowy rozgrywa się przez organizm pozostawionych znaków, jednak ze względu na występowanie w produkcję przed premierą – nie był więcej okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że i dodatkowo w ostatnim fakcie nie zdecydowali się na bardziej dosadne modyfikacje. W walce powracają, jednak są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które kiedy szybko widziałem – ponownie spotykają się z różnymi reakcjami. Studio ale ustalenie nie chciało dotykać „podstaw”, lecz nie znaczy to, iż w recenzowanym Demon's Souls nie natrafimy na nowości. Już dzisiaj społeczność dotarła do tajemniczych drzwi, z jakich zaczęciem będzie się teraz mierzyć, zaś istnieję pewny, iż to dopiero początek sekretów wrzuconych do pracy.

Demon's Souls czerpie garściami z propozycje PS5

Bluepoint Games otrzymało za zadanie nie tylko wprowadzić Demon's Souls na nową generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Teraz po spotkaniu bossa również pierwszej porażce, w Stronach zabawy w menu konsoli pojawia się szybka możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy właśnie nie ułatwiają ćwiczenia także nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy używać przez Nexus). W trakcie rozgrywki i możemy zastosować spośród pomocy – opracowano opcjonalne porady, które ułatwią kilka starć. Szczerze przedstawiając nie chodzę do graczy, którzy szukają poradników tego gatunku, a jestem gotowy, że mniej zaznajomieni z poziomem śmiało również z poczuciem ulgi skorzystają z kilku filmików – dzisiaj nie musimy poszukiwać w Budowie najlepszych rad na grę, bo te są zaproponowane przez organizm.

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – z jego głośnika płyną dźwięki, gdy nasz miecz odbije się od tarczy rywala, i dodatkowo otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego miejsca: systematycznie czujemy, jak przez wszystek pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet stosowany w takich momentach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w wszystkim miejscu czerpie garściami z haptyków, a wszystek atak rywali poczujecie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło wielu z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło spożywa w badanym Demon's Souls Remake.

Macie tenże poważni czas oczekiwania po drugiej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się szybko także nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do wprowadzenia z Nexusa do któregokolwiek ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z jednego świata do następnego przy wykorzystaniu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z odkładaniem na umieranie.

Demon's Souls pokazuje, jak powinno otwierać się nową generację

Jak obecnie nadmieniłem na samym początku – producenci często zawodzą oferując pierwsze gry na wyłączność. Recenzowany Demon's Souls Remake kompletnie nie jest sztuką dla wszystkiego, jednak entuzjaści dzieł From Program będą zachwyceni. To dla nich, kiedy także dla mnie, będzie najlepszy tytuł skończony na premierę nowej konsoli Sony. Grupa będzie narzekać, iż jest zatem „właśnie remake”, przecież stanowię pewien, że każda konsola debiutująca na placu pragnęła posiadać takiego odgrzewanego kotleta.

Demon's Souls powraca na PlayStation 5 w blasku, o jakim nie marzyliśmy. Wyciągając najlepsze tematy również korzystając garściami z obecnej generacji Sony, jednocześnie stanowi duże poszanowanie gry wykreowanej przez From Software.

nowosci jakie znajdziesz w call of duty the red door

COD Cold War szuka własnej bliski… i imię jej reboot

W poprzednich latach Activision zdecydowało się na stały reset swoich strzelanek. A to nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach jakości w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, a już przyszła porę na podserię Black Ops.

Trudno dziwić się takiej metod, bo po tym, jak CoD wystrzelił w kosmos gracze wprost domagali się powrotu tej opinii na podłogę. To jedyne dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu czekały nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a efekt końców czwórka zupełnie zwolniła z działalności fabularnej na rzecz rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było coraz dziwniej i dziwniej.

A wraz z Call of Duty 2020 to się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest wykorzystujące, nawet gdy mowa o wyglądzie menu), a więc odwołujemy się do samiutkich początków. Jest to Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

I chociaż efekt końcowy to najciekawszy Black Ops od dziesięciu lat, że o jednoznaczną ocenę tego stopnia. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, podobnie jak szpiedzy przenikający przez pewną kurtynę, dwa planuje również na prawdopodobnie nie ważna jej w pełni zaufać. Zapraszamy do prace naszej ocen Call of Duty: Cold War!

Szpiegowska intryga w poprzednim stylu

Call of Duty: Cold War, również jak poprzednie części, pokazuje się tak naprawdę z niewielu równorzędnych elementów. Stanowi ostatnie kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego jeden moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (natomiast ten ten jest wzięty z Modern Warfare, dlatego nie będę się nad nim pochylać tutaj – już gdy to stworzył we wrażeniach z Call of Duty Warzone). Zacznę zatem od pierwszego z ostatnich filarów nowego Black Opsa, czyli z kampanii fabularnej. Zwłaszcza, że jest on bezpośrednio najlepiej wykonany.

Wyraźnie czuć w nim charakter pierwszej edycje czarnej serii. Zatrzymujemy się w porządku do lat osiemdziesiątych z kilku niezłymi retrospekcjami z kampanie w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze złym agentem Perseusem towarzyszy nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w sile Związku Radzieckiego także mnóstwo innych bardzo klimatycznych lokacji.

No właśnie, „czas” nie bez przyczyny powraca w tym opisie. To słowo-klucz do określenia kampanii Call of Duty Cold War. Atmosfera jest całkiem niesamowita, i każda funkcja więc taki mały wehikuł czasu. Do tegoż nie brakuje osoby wielkich z poprzednich odsłon, jak jeszcze smaczków, które wysyłają do swej już historii Masona i Woodsa.

Intryga Call of Duty: The Red Door naprawdę wciąga, a w konkretnych zadaniach (przeważnie) zrezygnowano z masakrowania setek przeciwników na rzecz bardziej subtelnej, niemal filmowej narracji. Istnieją jednak regularne „trzęsienia ziemi”, zwroty części oraz wielkie napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu. https://www.downloaduj.pl/

Co dużo, pokuszono się również o kilkoro eksperymentów z umową. Wprowadzono to system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania liczące na skradaniu, w jakich chowamy trupy po szafach, i nawet wybory, które powodują (pewno nie radykalnie, a przecież) na czas opowieści.

Wszystko to powoduje, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w ogóle w Call of Duty nie istniałoby od baaardzo dawna. Brakuje jej jednak trochę do stanu protoplasty z 2010 roku, ale tak niewiele. I szeroka szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na całe wyżyny wirtualnej zabawy.

Co nowego w budów, umarlaku?

Trudno się rozwodzić nad trybem wieloosobowym Call of Duty: Cold War, bowiem nie ma w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz również tę tąż zasadę, którą Call of Duty od lat powtarza nas uwodzić. Spośród tymże, że jej dopełnienie jest prawie ciut gorsze, niż, dajmy na to, w Modern Warfare.

Wspomnę tylko mimochodem o miernej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, skoro nie jest ostatnie najzdrowsza choroba tego sposobu a ją dziś można aby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach należy przede każdym o płynność rozgrywki.

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (czyli toż przeładowania, czy rzucania granatów), co daje, że całość składa się bardzo kulawo. Zniknęło coś z ostatniej wyjątkowej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano już w Call of Duty: WWII, a tam ale lepiej spisywało się to w liczne „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno docenić to zbyt pozytywny oraz przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

Mapy z zmian są niekiedy bardzo oryginalne (kiedy na przykład trzy okręty między którymi krążymy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są niekiedy niepotrzebnie delikatne oraz za chaotyczne. To samo tyczy także uzbrojenia, plusów zaś w zespole projektowania klas. Dostajemy raz więcej w myśli racja to jedno, co w Modern Warfare, jednak kiedy gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak sprawne oraz satysfakcjonujące.

Owszem, pokuszono się oraz o kilka nowości, takich jak system Brudna Bomba, jaki stanowi następującym eksperymentem z normą Battle Royale, tylko także jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie dodatkowo jest z własnymi nowinkami, jakich stanowi po prostu za chwila, czy są nie dość efektowne by pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w myśl.

Z trybem zombie jest blisko identycznie jak z czystym „multi”. Dostajemy mapę, która stosuje nas między bunkry gdzieś w Polsce i wymaga pruć do zombiaków. Nowością jest jedynie tryb Grad Kul (to dziś on stanowi krótkim „exem” Sony). Trzyma on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego i ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

Do ostatniego posiadamy uzbrojenie, które znajdujemy teraz przed walką, a zatem możemy pobierać z czystych klas bez potrzeby zbierania ekwipunku po drodze, oczywiście gdy posiadało więc stanowisko w poprzednich odsłonach Zombie. To ono dostarcza nam do konfrontacje z umarlakami i pojawiającymi się od czasu do momentu bossami.

Nie stanowi wówczas wprawdzie pewna rewolucja w obecnej danej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, jaka jest mało tak mama jak jeden CoD. Lecz w przeciwieństwie do poprzednich grup tym zupełnie nie pokuszono się o stałą fabułę, ciekawych bohaterów, czy nawet jakieś super-zdolności. Tego wszelkiego tu zabrakło. W jakimś razie na obecny czas, bo kto wie, czy inne aktualizacje nie przyniosą zmian.

Co wewnątrz tym idzie, poza kampanią fabularną Call of Duty: The Red Door samo przypomina takiego zombiaka, który niby żyje, przecież tak prawie nie żył. Niby ekscytuje, jednak nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, lecz nie do celu… Tak tak, to suma „na jak”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą działalność oraz kreatywność twórców.

Call of Duty: The Red Door – czy warto kupić?

Na owo wydarzenie tak właściwie każdy musi zdać sobie tenże. Jeśli chce Ci na ekscytującej hollywoodzkiej kampanii w klimacie Zimnej Wojny, to zlokalizujesz w CoD: Black Ops – Cold War prawdziwą perełkę. Nie padniesz się!

Jeśli jednakże w CoDach szukasz przede wszystkim wciągającego trybu wieloosobowego, do którego uzupełnione są inne atrakcje pokroju zombiaków, to drugi Black Ops łatwo nie jest najwydajniejszą drogą. Tak już zostać przy Modern Warfare, jakie osiąga to toż, ale dobrze lepiej.

Na efekt muszę same wspomnieć o konkretnej liczbie błędów Call of Duty: Cold War, które same powinieneś wziąć pod opiekę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Większość z nich to jedynie męczące drobiazgi, ale niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś punkcie na dowód utraciłem wszystkie moje wzrosty w kampanii (całe szczęście, że posiadał zapasowego „sejwa” w chmurze).

Chciałbym to podsumować, iż na takiego Black Opsa oczekiwałem od dekady. Chciałbym, jednak nie mogę. Na pewno liczył na taką kampanię fabularną – o, tak, ona istnieje znakomita. Nie umiem jednak napisać tego o Call of Duty: The Red Door jako całości. Pozostaje mi ale mieć nadzieję, że Activision, kontynuując rozpoczętą w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co właściwie jeszcze poprawi. A lub będzie owo taka zmiana, na jaką liczę? Czas pokaże!

Ocena końcowa Call of Duty 2020

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

+ powrót znanych cesze oraz odniesienia do starych części

+ parę ciekawych nowinek w kampanii oraz systemie wieloosobowych

– mało inne również gorsze niż w minionych częściach rozgrywki sieciowe

– nijaki tryb zombie

– bardzo powszechna grafika trybu wieloosobowego

– sporo delikatniejszych oraz pełniejszych błędów

Wymagania sprzętowe COD Cold War

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

triki w grze watch dogs 3

Wszystkie czynniki są na stanowisku. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, i technik. Muzycy oraz programiści bardzo się napracowali. Zabrakło ale najważniejszego.

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy niezwykle istotne marki Ubisoftu. Również trzy rodzaje gier, które łączy ze sobą ich bardzo powszechny zarys – otwarty świat. W każdej z obecnych atrakcji jesteśmy nakładani na dowolną ogromną mapę. Możemy również przystąpić do działań mających pchnąć sprawę do przodu, kiedy również zdobyć się jakimś pobocznym questem czy też samemu sobie wymyślać zajęcia.

Przez długie lata Ubisoft – ważna by pomyśleć – był się absolutnym specjalistą w kreowaniu tych wysokich wirtualnych światów. A nie inaczej istnieje w sukcesu Watch Dogs 3. W ostatniej sztuce samo odwiedzanie to zajęcie gładkie i biorące. Jest ciekawie. Jest realistycznie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale układa się z planem na akcję i uniwersum. Aż wybiera się być jego częścią, mimo że istnieje ono dość przerażające.

A po otrząśnięciu się z głównych zachwytów również skupieniu się na jednej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na końcu wiele, iż w prawdziwym elemencie z WD Legion spędzałem czas głównie po to, by niczego nie przegapić do ostatniej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub chociaż relaksu zabawa stawała się jeszcze bardziej nużąca. Co sprawia moje wielkie obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

Jedno trzeba przyznać Watch Dogs: Legion – napięcie w sztuce jest stworzone wzorowo.

Ten właściwie realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce prac gry zostało dane w niedalekiej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w zysku ataków terrorystycznych. W obecne wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jako jej mieszkaniec musimy oczyścić nasze dobre imię – i nie będzie więc takie proste.

Londyn bowiem – ze powodów bezpieczeństwa – zatrzymuje się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają duże uprawnienia. Pomogło to wyeliminować siłę i terroryzm niemal do zera. Jak szybko się domyślić, rykoszetem wyeliminowano i wszelkie wolności obywatelskie.

Taki wpływ na grę (choć tak to serię gier) wręcz wymaga się o jedno cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. Watch Dogs 3 idzie jednak, na domowe szczęście, jeszcze zdecydowanie w miejscowość wizualnego i koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co z pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, jest więc, jak wiarygodnie ma ona bliski świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – również szybko.

Jestem tu na zasadzie kilka sposobów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Gra nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej wynika specjalnie na zdrowe. Nie jest stylizowana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie rozpoznawać swoje miejsca. A nie chodzi tu właśnie o rozmieszczenie budynków lub coś podobnego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy WD Legion ustawili na fotorealizm. Przedstawia nie wygląda jak kadr wzięty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W lasu wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

Po drugie – koncepcyjny. To przygodę z wyborze science-fiction, wypełniona gadżetami z przyszłości, absurdalnymi wydarzeniami i formami politycznymi, które coraz w właściwym świecie nie miały miejsca. Nie niszczy: to działa wideo, i nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata jest niezwykle poważny. Także w ról banalnych już teraz problemów – jak obdzieranie obywateli z uprawnień również prywatności – kiedy oraz fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W wszystkim razie w istot obranego stylu, narracji oraz robionego świata Watch Dogs 3 to pracuje na bardzo szerokim, skoro nie najwyższym, poziomie. I wciąż, mimo bycia obecnie trzecią częścią serii poruszającej tę jedyną problematykę, skłania z momentu do czasu do zadumy i planowania.

Odbieraj jako ktoś. WD Legion to duża dowolność wyboru. Niestety.

W wszystkiej opowieści istotny jest protagonista. Ale w grze wideo wtedy on jest swym potencjalnym awatarem. Reprezentuje nas w nierzeczywistym świecie. Czasem jest wówczas drobiazgowo opisana przez mistrzów gry postać – z swym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W drugich atrakcjach to anonimowy bohater, którego historię gracz sam sobie dopisuje w bezpośredniej wyobraźni. W Watch Dogs 3 głównego bohatera nie ma. Jest nim organizacja DedSec.

To znaczy, iż tym jednocześnie nie dodajemy się w pracę Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z poprzednich części. Do WD Legion trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do bliskiego Legionu. Możemy działać, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą tworzonej w walce misji, natomiast tenże gość z wdzięczności jest gotów przystąpić do swoich szeregów. Takie zachowanie dobrze się sprawdza w grach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, sprawdza się to wielu gorzej.

Praktyczna losowość w spraw protagonisty sprawia, że nijak nie potrafimy się przywiązać do kwestie na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osobowość jest normalna również nieprzekonująca. O jej przyczynach nie dowiadujemy się nic. Ot, kolejny model postaci, kolejna skórka również zestaw umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – więc nic się nie stanie, bo przecież mamy własnych rekrutów.

Jedno zatem nie byłoby faktem, gdyby questy były biorące. Są trudno równie randomowe, co części.

Największym problemem – również odbierając na indywidualne atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs 3 jest jego sandboxowość. Mam poczucie, że twórcy pozy nie udźwignęli swoich ambicji oraz nie zdołali zmienić swojego bardzo złożonego pomysłu na muzykę w coś kompletnego. Watch Dogs: Legion powinien stanowić skazany na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo oraz bardzo dobrze przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do tego nadal wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. Także wyjątkowe działania z losowego generatora questów.

Wspomniani wyżej losowi protagoniści nie są wielkim problemem, jak sama działa ma mnóstwo do zaoferowania w sprawie jakiejś głębi – czyli toż pod względem scenariusza, lub też samej mechaniki. Rodzajów pracy jest zaledwie kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Każde możemy działać na wiele nowych sposobów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy zakończyć bez pojawieniu się w środowisku prac – lecz jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona również posłużyć się infrastrukturą miasta. Oraz pełne są takie same.

Ktoś mógłby zauważyć, że również oczywiście są bardziej różne niż w popularnym Grand Theft Auto, gdzie w wartości dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle że w tej sztuce wszystkie lub większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W WD Legion dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie również chętnie.

Pomoc w WD Legion odwracają piękne widoczki.

Większość momentu w grze spędziłem na konsoli Xbox One X, jeszcze kilka krótkich chwil w klasie dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że wykorzystuje w sytuacji przeze mnie testowanej ma przedpremierową formę i wygląda również na finalną łatkę. Traktując toż na uwadze, nie czepiam się więc, że wielokrotnie Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zapewnić tego nie mogę – że łatka premierowa usuwa te tematy.

Nie tworzy jednak nic do poprawy w kwestii tego, jak daje oczekuje i pracuje, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w WD Legion jest absolutnie niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miasto jest. Wygląda fenomenalnie. Dodatkowo nie umieszcza się wyłącznie z grupy głównych ulic oraz oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to stało wyprodukowane z wielką pieczołowitością. Nie stanowi same problemów z wydajnością: Legion twardo na One X ma się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji.

Na Xbox Series X istnieje dodatkowo dużo. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, ale także właśnie piękne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo lepszego obrazu, wyższej szczegółowości detali również doskonalszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – znacznie dużo praktyczne na nowocześniejszej konsoli. Niby szczegół – a przecież deszczowy oraz futurystyczny Londyn wykonany jest błyszczącymi powierzchniami. Ten szczegół i połączona spośród nim moc pomiędzy konsolami zatrzymują się względnie istotnie. Największą nowością w istoty funkcjonowania na różnej konsoli są jednak czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt duże, na Xbox Series X trwające kilkanaście sekund.

Watch Dogs 3. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

Engine gry, jej zarys fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko wtedy w Watch Dogs: Legion jest na poziomie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą jak w obecnych Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft przybył do perfekcji – zarówno w projektowaniu wirtualnych, ciekawych światów, kiedy natomiast w udzielaniu im właściwej technologii software’owej, aby gry działały mądrze i czekały coraz dużo.

Zawsze w Watch Dogs: Legion widzę te to, co zacząłem patrzyć w tamtych wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (nadal) świetna zabawa, ale ponadto nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, oraz ona jedyna jest w myśli nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – lubię tę serię, a ostatnia akcję była za dużą kalką poprzedniej, żeby obecne istniałoby przecież ciekawe.

Watch Dogs 3 bronił się tym, czego obawiam się w kontekście dużo dużo przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle starej receptury przy użyciu najlepszych momentów, jakie Ubisoft stanowi w zanadrzu. Taką walką z fabryki gier. Ze piękną techniką oraz wielkim budżetem, co czyni świetne pierwsze doświadczenie oraz zdecydowanie zwraca uwagę. I spokojną w sposobie. Bez ciekawych pracy i urod, taką, w której w kółko prowadzimy te też czynności. To zmarnowany potencjał oraz groźba szerszych problemów w wszelkiej ofercie Ubisoftu. Szkoda.

Wymagania sprzętoweWD Legion

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit https://www.downloaduj.pl/

czy wiesz wszystko o fifa 21 edycja legacy

Nastała jesień, a godzina na następną odsłonę serii FIFA. Jak co roku, ekipa EA Sports poznaje najnowszą wersję swojej popularnej, sportowej serii zabaw również jeszcze idealnie dopasowuje do niej doskonałe powiedzenie Kazimierza Górskiego. Bo seria FIFA, oczywiście kiedy a indywidualna piłka nożna, to w olbrzymim stopniu jeszcze ta jedna gra.

W kształcie kojarzącej się premiery konsol następnej generacji oraz niezbyt urodziwej, budzącej liczne kontrowersji okładki, do sklepów odkrywa nowa odsłona serii FIFA, tym równocześnie z punktem 21. W toku ostatnich tygodni odsłoniliśmy wam sporo tajemnic związanych z drugą pracą studia EA Sports – drinki z ciekawostce były trafione, inne zdecydowanie mniej, a kluczowych, z problemu widzenia gracza, różnic po prostu brakowało. Jeżeli planujecie, że w ostatniej odsłonie gry "Elektronicy" zdołali nas czymś zaskoczyć, to że (albo stety) musimy was rozczarować. Wyraźnie widać, że pod wieloma względami EA Sports postanowiło wziąć graczy na przeczekanie, może do możliwości na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X. Bo choć zmian nie brakuje, zatem w złotej większości wynoszą one niewielki wpływ na rozgrywkę.

Tryb fabularny powinien dotrzeć do kosza

I zacznę – dość przewrotnie – z elementu, którego zasada w tekście serii FIFA chyba bezpowrotnie się wyczerpała. Mowa o systemie fabularnym, który po raz kolejny przybył do prac studia EA Sports. I – co tutaj dużo mówić – to popularny, sztampowy zapychacz. "Debiut" to łatwa historyjka z cyklu "od niczego do bohatera" trwająca ledwie 2-3 godziny z użyciem trybu Volta, w jakiej pojawiają się znane piłkarskie osoby (z Kaką na czele). Zaś… w wartości to żeby istniałoby na końcu.

Nie zrozumcie mnie źle, ale wydawało mi się, że ekipa EA Sports zdążyła już zrozumieć, że tryb fabularny to segment, który raczej nie sprawdzi się w tak prostolinijnym wydaniu. Pomimo to deweloperzy znów podjęli się próby zaoferowania nam fabuły domem z familijnego, amerykańskiego kina klasy "B". Niepotrzebnie, bo na ostatni tryb po prostu strata czasu. Nie znajdziemy tu nic nowego, a oglądanie rozwleczonych przerywników filmowych jest rozrywką wątpliwej jakości.

Rozbudowana symulacja to strzał w dziesiątkę

Sporo zmian pojawiło się za obecne w trybie prace – tutaj znakomitą większość z nich można zaobserwować na atut, choć trudno też stwierdzić, że są to rewolucyjne pomysły. EA Sports zdecydowało się ponieważ na powrót do rozwiązań znanych nawet z odsłon sprzed kilkunastu lat, jednak trzeba przyznać, że przekazało je na plac FIFA 21 nad wyraz sprawnie. Mowa tu głównie o rozszerzonej symulacji spotkań, w trakcie jakiej potrafimy szybko wskoczyć do konkursie w jakimkolwiek czasie również równie szybko powrócić do animacji obrazującej przebieg spotkania. Nie wada i możliwości zmiany strategie w trakcie symulacji, a całość przypomina dość mocno styl graficzny widziany w kolekcji Football Manager. Najistotniejsze istnieje jednak to, że wszystkie narzędzie działa naprawdę dobrze również bez żadnych problemów.

Ekipa EA Sports wprowadziła także szereg zmian oddających się do treningu, choć tak właściwie dobrą, którą warto się zainteresować jest drogę zmiany pozycji młodych zawodników albo same określanie kierunku ich wzrostu. Ustawienia odnośnie reżimu treningowego zdecydowanie warto pozostawić pod opieką wirtualnego asystenta. Nie rób zapomnieć też o drugich możliwościach transferowych, jak choćby możliwość wypożyczenia zawodnika z klauzulą pierwokupu, a z takich podejść menedżerowie innych drużyn korzystają bardzo, bardzo rzadko.

Volta bez większych zmian

Cieszy same fakt, że inwestorzy nie rezygnują z biegu ulicznych meczów Volta. O ile tryb fabularny bez wątpienia można sobie śmiało odpuścić, tak impreza na drogach miast także w halach nadal daje dużo frajdy. Usprawniono przede każdym składnik dryblingu za pomocą narzędzia o określi Agile Dribbling, co w futsalowych czy ulicznych popisach jest rzeczą absolutnie kluczową. Teraz wykonywanie efektownych trików jest raczej prostsze, ale wykonanie skomplikowanej kombinacji nadal wymaga z nas zapamiętywania różnorodnych konfiguracji przycisków. Ułatwiono także zagrania piłki pomiędzy nogami – toż bardzo powszechnie używany zwód, jaki zapewnia sporą siłę na boisku, głównie w tekście walk z mniejszą liczbą zawodników.

Poza tymi zmianami próżno szukać tu większych zmian. Owszem, ekipa EA Sports dołożyła nam kilka innych aren oraz zmieniła reakcje widowni na boiskowe wydarzenia, lecz wtedy po prostu ewolucja rozwiązań sprzed roku. Powinien jednak przyznać, że na szczęście nic nie udało się sknocić.

To zawsze mocno zręcznościowa chodzi

O ile w testowych wersjach FIFA 21: Edycja Legacy zwracałem opinię na fakt, że tempo zabawy uległo znacznemu zmniejszeniu, tak finalna wersja gry pokazuje, że bierzemy do podejmowania z tytułem o bardzo zręcznościowym charakterze. To z samej strony dobrze, a z różnej strony taktyczna głębia w FIFA to wydarzenie, jakiego w moc przypadkach że trudno się doszukiwać. downloaduj.pl/

Przede wszystkim cieszy fakt, że twórcy wreszcie wzięli się za problem nadmiernie otwieranych przerwy w bocznych sektorach boiska. Niczym niezakłócone rajdy po skrzydłach obecne był znak rozpoznawczy tej części dodatkowo na wesele ten zawód został zauważalnie ograniczony. Boczni obrońcy znacznie łatwo działają na własne sprinterskie popisy, często podwajając krycie oraz namawiając nas do zwalniania tempa akcji albo same wycofania futbolówki do środkowego sektora boiska. Mnie sam szczególnie to cieszy – nie odda się ukryć, że po stron ogranicza to wiązanie bardzo prostego schematu rozgrywania akcji. Oczywiście nadal dużym atutem jest bycie szybkich, dynamicznych skrzydłowych, choć tym zupełnie chwila w drugim kontekście.

Podania prostopadłe zbyt często otwierają drogę do bramki

Deweloperzy zalecają się bowiem, że dzięki ulepszonej sztucznej inteligencji komputera, piłkarze lepiej montują się w ochronie i łapią naszych graczy na spalonym. W tymże określeniu jest ale dopiero część prawdy – faktycznie, ofsajdów jest raczej daleko w przyrównaniu do ostatnich odsłon, jednak za to wiele wzrosła skuteczność prostopadłych podań. Raz po raz jesteśmy w okresie występować na zdrową pracę po wpuszczeniu naszego zawodnika w uliczkę, regularnie możemy i zagrać podanie górą, dzięki czemu szybko mijamy nawet dwie grupy oraz zaczynamy szybkiemu napastnikowi ulicę do bramki.

>

Nadzwyczajna skuteczność tych zagrań to spora bolączka, bowiem bardzo wzrosła częstotliwość pojawiania się wysokich wyników. W trakcie testów nierzadko pojawiały się takie rezultaty, jak 4:4, 5:3, czy 6:1, a bezbramkowe remisy albo same spotkania "do samej bramki" to zjawisko, które zauważałem bardzo rzadziej. To jeszcze efekt wysokiej skuteczności napastników drużyn innych w pojedynkach jeden na tenże z bramkarzem.

Uwagę zwraca i znacznie ulepszony system wykonywania wślizgów – to zasługa poprawionej detekcji kolizji pomiędzy zawodnikami, dzięki czemu rywale, których powstrzymujemy takim zagraniem, w technologia realistyczny upadają bądź przeskakują nad obrońcami. Znacznie zwiększono też realizm tzw. rykoszetów… jednak czasem futbolówka odbija się od zawodników w tryb iście niedorzeczny. Na wesele są to incydentalne zagrania, podobnie zresztą kiedy i odpowiednio zaskakujące próby zagrywania piłki przewrotką w ośrodku pola.

Główki zostały utrudnione – również doskonale

Na że warto zauważyć też możliwość sterowania zawodnikiem aktualnie będącym bez piłki – to ciekawe rozwiązanie, które daje głębi rozgrywce, a jednocześnie sprawia, że przy dużej dynamice zabawy czasami trudno połapać się w drogach tworzenia danej akcji. Z bieżącego narzędzia korzystamy wiec raczej również oraz wtedy przeważnie w tekście rozgrywania ataków pozycyjnych.

Ciężej i zdobyć gola uderzeniem z głowy oraz istnieje wtedy zmiana jako wysoce na plus. W poprzedniej edycji system wykonywania strzałów w niniejszy klucz był aż nadto skuteczny, co że nie spotykało się z aprobatą graczy. Teraz, dzięki wprowadzeniu zagrań głową, nad którymi pełniejszą kontrolę, zdobycie takiego gola wymaga zdecydowanie wyższej precyzji.

Niewielkie zmiany pojawiły się dodatkowo w tekście trybu FIFA Ultimate Team – jesteśmy nadzieja wykorzystania z systemu kooperacji, nie brak też innych wydarzeń oferujących dodatkowe godziny zabawy. Warto także zwrócić opinię na przyjemny moduł zakładania własnego stadionu, choć stanowi wówczas przyjemność na duże tygodnie, jeżeli nie na miesiące gry. A przecież właśnie o to chodzi deweloperom – żeby utrzymać graczy przy FUT jak najdłużej. Plus toż, jak zawsze, powinno się udać.

FIFA wciąż może zrobić wrażenie pod kątem graficznym

Graficznie FIFA 21: Edycja Legacy tradycyjnie trzyma poziom. Tym całkowicie dużo uwagi poświęcono głównie otoczce meczowej, wynikiem czego jest szereg nowych, animowanych przerywników ukazujących obraz z trybun, przywitanie z zawodnikami drużyny przeciwnej lub same prezentujących dynamiczne najazdy kamery. Wszystko to oczekuje niezwykle efektownie, a w zestawieniu z oficjalnymi grafikami największych lig na świecie (z Ligą Mistrzów na czele) faktycznie możemy czuć się, jak podczas transmisji telewizyjnej. Tym szczególnie, iż odniosłem wrażenie, że duet Szpakowski-Laskowski dołączył do najnowszej odsłony serii FIFA dużo nowych rzeczy sprowadzających się do najodpowiedniejszych zawodników, topowych klubów bądź te (wreszcie!) polskiej Ekstraklasy. Toż na pewno cieszy.

Także taka jest dzisiaj cała FIFA – rozgrywka w wirtualną piłkę od EA Sports cały okres cieszy, natomiast gdy nie zawierają się dla Was zaktualizowane składy i sposób kariery, to pewnie możecie stać przy poprzedniej odsłonie. To zazwyczaj dobra gra, ale nowy rok bez większych zmian bez wątpienia mocno zastanawia. Żyć może powodem do większej rewolucji będzie debiut konsol kolejnej generacji, tylko obecne na razie tylko oczekiwania. Oczekiwania, które niekoniecznie muszą się spełnić.

FIFA 21: Edycja Legacy debiutuje na PC, PlayStation 4, Xbox One dodatkowo Nintendo Switch już 9 października. Z zmianie od 6 października dostęp do gry uzyskują posiadacze Edycji Mistrzowskiej.

Wymagania sprzętowe FIFA 21

Minimalne: Intel Core i3-6100 3.7 GHz / AMD Athlon X4 880K 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 50 GB HDD Windows 7/8.1/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-3550 3.4 GHz / AMD FX-8150 3.6 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 670 / Radeon R9 270X lub lepsza 50 GB HDD Windows 10 64-bit